http://bit.ly/koszulkimarcina NOWE KOSZULKI I CZAPKI DRESA! http://bit.ly/subekdlanas SUBSKRYBUJ! http://bit.ly/marcinafacebooku WBIJ NA FANPAGE!
Przygotowaliśmy dla was galerię archiwalnych zdjęć z dziecięcej codzienności. Niektórym z was na pewno zakręci się łezka w oku! Pamiętacie takie dzieciństwo?Dziewczynki spacerujące z wózkiem dla lalek, 1930 rok
Kiedy wspominam czasy, gdy miałam kilka lat, myślę, że dzieciństwo kiedyś a dziś było zupełnie inne. Beztroskie i nieświadome czyhających zagrożeń. Kiedy wracam wspomnieniami do czasów, gdy miałam kilka lat, myślę, że dzieciństwo kiedyś było zupełnie inne niż dziś. /pixabay/Ewidentnie, wychowanie dzieci na przestrzeni lat diametralnie się zmieniło. Gdzie podziało się bezwzględne posłuszeństwo wobec własnych rodziców i dziadków, gdzie podziała się postawa pokory, przestrzeganie norm obowiązujących w stosunkach z rodziną, czy sąsiadami, poszanowanie osób starszych? Na to pytanie musi sobie już odpowiedzieć każdy od początku…Dzisiaj widok młodej pani, której ozdobą jest zaokrąglony brzuch w widocznej już ciąży – nikogo nie dziwi. Podobnie, jak biała suknia, tren i długi welon… Dawniej przedmałżeńska ciąża nie tylko była społecznie niepochwalana, ale również „pozbywała” kobietę ślubnego wianka, Mawiano „taka nie powinna mieć wianka do ślubu, bo go już nie mo”. A kiedy już dziecko przychodziło na świat, oczywistym było, że narodziny dziecka należy powitać z radością i ćwiartką wódki. Do takiego zachowania obligowali młodych ojców koledzy z pracy. W tym temacie po dzień dzisiejszy niewiele się zmieniło. No może ilość wypijanych procentów, których limit często nie kończy się na ćwiartce wódki…Warto nadmienić, że koniec XIX wieku to czas rodzin wielodzietnych, w których przeciętna liczba dzieci wynosiła dziesięć, a bywało, że i więcej. Większa liczba dzieci często pożądana była w rodzinach gospodarskich, co wynikało z obfitości prac polowych i rąk do pracy. Kolejne lata liczbę tę jednak systematycznie redukowały. W latach sześćdziesiątych XX wieku mówimy już o dwójce - czwórce dzieci. Dzisiaj najczęściej mówimy o jednym – dwójce dzieci w rodzinie. W tradycji ważnym momentem dla rodziny był chrzest dziecka, podczas którego nadawano nowemu członkowi rodziny stosowne imię, często to, które „samo sobie przyniosło” rodząc się w dany dzień przypadającego świętego. Płeć dziecka w tamtych czasach miała dla rodziców również istotne znaczenie. Ojcowie wyczekiwali narodzin synów, którzy mieli być im kiedyś pomocnikami w pracy, a matki czekały na córki, choć z nimi wiązało się więcej starań. Trzeba było nie tylko przypilnować, żeby się dobrze wydały, ale również należało zadbać o ich wyprawkę, na którą składały się dwie pierzyny i cztery poduszki, pościel, ręczniki, naczynia kuchenne i ścierki. Na wsiach do tej wyprawki dochodziły jeszcze zwierzęta, w postaci krowy i prosiaka, wyprawkę stanowił także kawałek pola. Wychowanie…W rodzinach robotniczych dbała o nie przede wszystkim matka. Ojciec zajmował się utrzymaniem rodziny, jednak to on miał w rodzinie decydujące słowo. Od samego początku w rodzinach przykładano wagę do zachowania dziecka i jego szacunku wobec osób starszych. Tradycja, autorytet rodziców i dziadków, religijność… to elementy z których składał się proces wychowania. Każde dziecko od początku wiedziało też, że gdy dorośnie będzie musiało pracować na swoje utrzymanie. Rodzice własnym przykładem wskazywali swoim pociechom odpowiednią drogę. - Sprawę ułatwiała silnie ugruntowana religijność i związany z nią system norm oparty na dekalogu, przykazaniach kościelnych, prawdach wiary, których dzieci uczyła przede wszystkim matka w domu, a które były powtarzane przez księdza w kościele. Za najważniejsze uważano tradycją uświecone normy zachowań wynikające z wychowania religijnego, a także umiejętności i poszanowania pracy oraz stanu posiadania uzyskanego dzięki własnej pracowitości i zapobiegliwości – czytamy w publikacji Ireny Bukowskiej-Folerńskiej, traktującej o ludowych tradycjach i roli rodziny w społeczności śląskiej. Jak dzisiaj wygląda wychowanie religijne w domach, nauka poszanowania pracy i pracowitości? – wiemy sami. Mówią nam o tym puste ławki w kościele przeznaczone dla dzieci, albo słowa rodziców kierowane do pociech „ty masz się tylko uczyć, nic więcej”. Dzisiaj dziecko jest „w centrum wszechświata”, nastawione na otrzymywanie i nauczone wychowania bez stresu. Ile znaczy dla naszych pociech słowo „autorytet” i kto tym autorytetem dla nich dzisiaj jest? Czy dzisiejsze dzieci wiedzą co to pokora?Szczególnie w charakterystyce dawnych lat uwagę zwraca w wychowaniu dziecka zdyscyplinowanie, wyrażone w prawdomówności, powściągliwości w wypowiadaniu się i okazywaniu emocji, a także odpowiedni stosunek do cudzej własności. Warto również zwrócić uwagę na zależność dzieci od rodziców, która była bardzo długa. To matka egzekwowała godzinę powrotu do domu, nawet jeśli dzieci były już dorosłe. Kawaler dopóki się nie ożenił oddawał do wspólnej kiesy zarobione pieniądze. Oczywistym jest, że nieco więcej swobody mieli synowie, niż córki – o których reputację należało dbać szczególnie. I to one też do momentu zamążpójścia pomagały w kuchni czy opiece nad rodzeństwem. Dobre zachowanie dzieci było wynagradzane dodatkowym czasem na zabawę, złe natomiast karano upomnieniem lub stosując „siedem bolesnych”, czyli lanie rzemieniami lub pasem. Skargę na zachowanie dziecka mogli zgłosić również sąsiedzi, znajomi… Dzisiaj na skargę naszego sąsiada reagujemy oburzeniem, jakim prawem się wtrąca? Kiedyś dziecko musiało uważać, żeby nikomu nie podpaść, dzisiaj to my – ludzie dorośli uważamy, żeby nie podpaść dzieciom. W latach pięćdziesiątych XX wieku nikogo nie dziwiła w szkole kara wymierzona linijką. Rodzice nie protestowali. Ja również pochodzę z pokolenia, które pamięta klęczenia za karę na grochu, rzucanie pękiem kluczy w ucznia, gdy nie skupiał się, kiedy nauczyciel prowadził lekcję, albo trzask linijki, gdy nie pomogło ostrzeżenie nauczyciela. Co więcej pamiętam też, że nigdy nie poskarżyłam się rodzicom na wymierzoną karę. Dostałam, bo mi się należało, byłam przekonana, że słusznie. Po latach właśnie tych nauczycieli wspominam najmilej, bo choć byli surowi i wymagający to byli też sprawiedliwi w swej nauczać nie jest łatwo, może nie bez powodu powstała groźba „obyś cudze dzieci uczył”. Dajemy dziecko wolność. Wynagradzamy swoją nieobecność, spowodowaną ciągłą pracą i brakiem czasu. Obdarowujemy coraz droższymi prezentami, pozwalamy na wszystko, nie obarczamy obowiązkami domowymi, nie kontynuujemy tradycji, nie uczymy odpowiedzialności, wyręczamy w czym tylko się da. Nasze dzieci nie mają nawet możliwości zbudować swojej postawy i zachowania w oparciu o życie wspólnoty, jaką jest wspólnota bliskich osób. Gdzie się podział czas na czytanie w rodzinach śląskich, które kiedyś (druga połowa XIX wieku) stanowiło system wychowania w rodzinie i z którego czerpano nie tylko wiedzę ale i wzorce? Kiedy o to pytam przypomina mi się pewna studentka pedagogiki, która zapytana o ostatnio przeczytaną pozycję, odpowiada „Nienawidzę czytać książek.” ?A ja boję się „przyszłego” świata. Świata bez autorytetów, bez wychowania, szacunku i książek. Świata w którym „dzieci i ryby mają głos” na każdy temat i w każdym towarzystwie. Świata spędzonego przed monitorem komputera… bo sama znam świat piękniejszy, ciekawszy, pełen przygód… świat mojego dzieciństwa - rozbiegany po placach zabaw z kromką chleba i pętem kiełbasy, ubarwiony przyjaźniami, planszowymi grami i huśtawką, która skupiała wokół siebie wszystkie osiedlowe dzieci. Bez prezentów i pięknych zabawek, bez wyjazdów, bez dżinsów o których przecież tak marzyłam, bez komputera i z czarno-białym telewizorem… ale za to z autorytetami, z szacunkiem i z przeświadczeniem, że rodzice wychowali mnie na dobrego Stelmach-Kubaszczykw tekście posłużono się publikacją: "Ludowe tradycje. Dziedzictwo kulturowe ludności rodzimej"Kiedyś vs dziś (@kiedys_vs_dzis69) na TikToku |Polubienia: 6.8K.Obserwujący: 2.1K.Hejka na tym koncie będę robić edity dla sławnych osób o tym jak się zmienili.Obejrzyj najnowszy film Kiedyś vs dziś (@kiedys_vs_dzis69).
Twoje dzieciństwo przypadło na lata 90.? Pamiętasz te gry? [QUIZ] W tym nostalgicznym quizie pytamy o kiedyś popularne, dziś trochę zapomniane gry i zabawy. Obudź w sobie dziecko i sprawdź, czy pamiętasz, jak się w to grało. Foto: Sidarta / Shutterstock Dawne gry i zabawy - quiz 1. Jak potocznie nazywa się "pustą" kostkę domina, która na żadnym polu nie ma oczek? Mydło Następne pytanie Gra domino pochodzi w Azji; współcześnie najpopularniejsze są zestawy liczące po 28 kamieni. 2. Ta gra była bardzo popularna w latach 90. Pamiętasz do czego służyły przedmioty ze zdjęcia? Do chwytania piłki Następne pytanie Zdjęcie przedstawia paletki-rakietki pokryte rzepem; służą do chwytania kosmatej piłki, która przyczepia się do nich dzięki włoskom. 3. Jak nazywa się gra zręcznościowa, z której pochodzi ta postać? Super Mario Bros Następne pytanie Pierwsze gry z uniwersum Mario powstały w latach 80 i wkrótce zyskały ogromną popularność. 4. Zdjęcie przedstawia współczesną, elektroniczną wersję gry popularnej kiedyś w szkołach - używano do niej grzebieni lub linijek oraz monet. O jaką grę chodzi? Cymbergaj Następne pytanie Cymbergaj polega na zręcznym odbijaniu monety linijką lub innym narzędziem. Ze jej współczesny odpowiednik jest uważana gra zwana air hockey 5. Jakie przedmioty były potrzebne do popularnej w latach 70. i 80. gry w wyścig pokoju? Kreda i kapsle Następne pytanie W "wyścigu pokoju" po narysowanym kredą torze ściągły się kolorowe kapsle, przesuwane po trasie za pomocą delikatnych pstryknięć. 6. Ile maksymalnie osób może grać w chińczyka? Cztery Następne pytanie W tę grę - znaną też jako Człowieku, nie irytuj się! - może grać od 2 do 4 osób 7. Tetris to słynna gra wymyślona w latach 80. Skąd pochodzili jej twórcy? Ze Związku Radzieckiego Następne pytanie Grę opracował na początku lat 80. Aleksiej Pażytnow i jego współpracownicy, na rynku pojawiła się w roku 1984. 8. Jeśli zdarzyło Ci się grywać w bierki, to pewnie pamiętasz, że najmniej punktów dawało wyciągnięcie ze stosu: oszczepu Następne pytanie Oszczep ma najprostszy kształt, więc jego wyciągnięcie dawało najmniejszą liczbę punktów. 9. Czarny Piotruś to gra: karciana Następne pytanie Do gry w (Czarnego) Piotrusia potrzebna jest specjalna talia kart, składająca się z dwunastu par kart i jednej - zwanej Piotrusiem - bez pary. 10. W co bawią się te dzieci? W głuchy telefon Następne pytanie Zabawa polega na przekazywaniu sobie szeptem hasła lub słowa. 11. Przedmiot widoczny na zdjęciu jest niezbędny do gry zwanej: ringo Następne pytanie Ten przedmiot to kółko ringo, służące do gry rekreacyjnej o tej samej nazwie. 12. Z ilu pól składa się standardowa plansza do gry w statki/bitwę morską? ze stu pól Następne pytanie Plansza do tej gry to kwadrat o wymiarach 10x10 pól. 13. Jeśli Twoje dzieciństwo przypadło na lata 90., na pewno pamiętasz, że bohaterami gry na tym urządzeniu byli: Wilk i Zając Następne pytanie Ta radziecka konsola występowała w kilkunastu wariantach. Najczęściej spotykany był ten z Wilkiem i Zającem, w którym Wilk zbierał do koszyka kurze jajka. 14. Tak wyglądała plansza popularnej gry komputerowej. Pamiętasz jej nazwę? Pac-Man Następne pytanie Gra Pac-Man została wydana w roku 1980, jej twórcami byli Japończycy. 15. Tak wygląda gra w ciupy. Wiesz, na czym ona polega? Ciupy układa się w określony sposób i strąca kulką Ciupy podrzuca się w powietrze i łapie Ciupami rzuca się do celu Ciupy podrzuca się w powietrze i łapie Następne pytanie W tej grze najważniejsza jest zręczność: ciupy należy podrzucać i łapać w kilka określonych sposób. 16. Jeśli zdarzyło Ci się grać w Eurobusiness, pewnie pamiętasz, że krajem gdzie nieruchomości kosztowały najmniej, była: Grecja Następne pytanie W tej grze najmniej trzeba było za[płacić za nieruchomości w Grecji, najwięcej - w Austrii. 17. Zdjęcie przedstawia jedną z najstarszych gier komputerowych. Jak się ona nazywa? Pong Następne pytanie Gra Pong, wydana na początku lat 70., odniosła ogromny sukces komercyjny, jako pierwsza wchodząc do masowego obiegu. Przedmiot widoczny na zdjęciu to: zośka Następne pytanie Gra w zośkę polega na zręcznym podbijaniu jej nogami - solo lub w kilka osób. Twój wynik: Od 0 do 5 punktów Ten quiz poszedł Ci niestety bardzo słabo. Mało masz w sobie z dziecka - albo może nie pamiętasz zabaw i gier o które pytaliśmy. Ten quiz poszedł Ci niestety bardzo słabo Twój wynik: Od 6 do 11 punktów Niektóre z tych gier pamiętasz jak przez mgłę, lecz w inne możesz zagrać w każdej chwili! Jak widać dziecięca część Twojej natury ma się znakomicie ;) Twój wynik: Od 12 do 18 punktów Twoje dzieciństwo musiało być niezwykle barwne, bo doskonale pamiętasz gry i zabawy sprzed lat. Dziecięca część Ciebie pewnie wolałaby iść pograć w gumę lub w kapsle zamiast siedzieć przed komputerem ;) Data utworzenia: 3 sierpnia 2021 10:46 To również Cię zainteresuje
Kroki milowe w rozwoju komputerów. 1808 – J.M. Jacquard, opracował oraz pierwszy zastosował karty perforowane do zapisu wzoru dla krosna tkackiego. Do tej pory urządzenia tkackie sterowane tego typu kartami określa się mianem „Żakardów”. Karta z wytłoczonymi otworami jest mechanicznym praprzodkiem obecnego oprogramowania. Przygotowaliśmy dla was galerię archiwalnych zdjęć z dziecięcej codzienności. Niektórym z was na pewno zakręci się łezka w oku! Pamiętacie takie dzieciństwo?Dzieci podczas zabawy z psami, 1933 rokbrzymiej presji ideologicznej. Powoduje to, że dzieciństwo jako zjawisko doty-czące każdego człowieka bywa nadal zawłaszczane i zniewalane w najróżniejszy sposób, zatracając swój niepowtarzalny, indywidualny, podmiotowy charakter, mimo że humanistyczne ujęcie egzystencji ludzkiej staje się dziś szczególnie
Macierzyństwo dzisiaj vs macierzyństwo 30 lat temu. Pamiętam swoje dzieciństwo dosyć dokładnie, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Pierwsze wspomnienie sięga trzeciego roku życia, placu zabaw za budynkiem w małym miasteczku. Na karuzeli kręcę koleżankę, ona spada i…może pominę, było drastycznie, ale zwróć uwagę na coś innego: jesteśmy tam same, rodzice są w domu. Nawet gdyby stali dwa kroki od nas, scenariusz wyglądałby tak samo. Drugie wspomnienie to ja i siostra nad rzeką. Ja mam 3 lata, ona 10. Nie mamy rękawków, nie jesteśmy też owinięte folią bąbelkową, która ewentualnie uniosłaby nas na wodzie. Nie mamy pontonów, gwizdków, telefonów komórkowych. Ja trzymam moją nową lalkę Barbie, którą tata przywiózł z pracy za granicą, a siostra…drugą. Wiemy, że woda jest niebezpieczna i nie pchamy się do niej na siłę. Trzecia sytuacja to kiedy siedzę na tak zwanym rzygaczu – taki balkon ale bez balkonu, sama barierka wsadzona w miejscu gdzie powinny znajdować się drzwi na balkon. No więc siedzę sobie na tym rzygaczu i wyrzucam zadowolona zabawki z pierwszego czy drugiego piętra na dół, a mama prosi koleżankę Anię, żeby mi te zabawki przyniosła. Trochę mnie upomina, ale chyba bez przesady, bo pamiętam, że rzucam dalej, a biedna Ania co chwilę zaiwania po schodach w górę i w dół i nosi te zabawki jak Syzyf pchający kamień pod górę. Mamo, why? Zadałam Mamie kilka pytań, mam nadzieję, że nie zdradzi wielu sekretów ;). JA: Mamuś, często piszę tu o tym, jak wygląda macierzyństwo XXI wieku, a dokładniej jak wyglądają moje zmagania z dziećmi. Gdybyś miała w kilku słowach opisać jak wyglądało bycie mamą 30 lat temu, co byś powiedziała? MAMA: Było zapracowane i mniej skoncentrowane na dzieciach. Bywało ciężko, zwłaszcza wtedy gdy zostawałam sama z waszą trójką. Wydaje mi się, że do wielu rzeczy przywiązywało się mniejszą wagę, dzieci nie żyły w szklanej bańce, jak teraz. 30 lat temu nie było możliwości posadzenia was przed telewizorem na pół dnia, puszczali tylko jedną bajkę na dobranoc ;). J: Między mną, a moim rodzeństwem jest spory rozstrzał wiekowy. Jestem 12 lat młodsza od brata i 7 lat młodsza od siostry. Jak sobie radziłaś z różnorodnością obowiązków? Grześ kończył podstawówkę, Marta zaczynała, a tu w domu noworodek. M: To było na swój sposób proste. Z każdym dzieckiem doświadczenie było większe, a stres ustępował. Kiedy starsze były już bardzo samodzielne, mogłam z większym spokojem zająć się najmniejszym, to znaczy tobą. Myślałam, że będą chętniej pomagali, ale nastolatek nie interesował się młodszą siostrą. J: Kiedy patrzysz jak dzisiaj matki zajmują się swoimi dziećmi, co myślisz? M: Mają większą wiedzę i większy dostęp do niej, ale konsekwencją tego jest, że za dużo czytają. Diagnozują choroby przez Internet, często niepotrzebnie stresują. Dziś nie usłyszy się na placu zabaw krzyku ani nie zobaczy klapsa – to są zmiany na plus. J: Czy są jakieś rzeczy, których zazdrościsz dzisiejszym mamom? M: Pieluchy jednorazowe (śmiech). A poza tym niczego, każdy każdemu patrzy na ręce i wytyka najmniejsze potknięcie, a przecież żadna z nas nie urodziła się z trójką dzieci i bagażem doświadczeń! J: Jak to się stało, że jako trzylatka chodziłam samopas po dworze. Co robiłaś w tym czasie? M: Lepiej spytaj czego nie robiłam. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, znałaś całą okolicę jak własną kieszeń no i zazwyczaj była z tobą siostra. J: Tego nie pamiętam! M: I wielu innych rzeczy pewnie też. J: Może to i lepiej. Gdybyś mogła coś zmienić, co by to było? M: Poczekaj, muszę się zastanowić. Jestem mamą od 42 lat, chciałabym się mniej martwić o dzieci, a na początku nie przejmować radami innych. Ty też pamiętaj, że dobrymi radami… J: Wiem, nie musisz kończyć. Mam nadzieję, że tu żadnej rady nikomu nie udzieliłyśmy. Dziękuję za rozmowę. M: Ja również. A jak wygląda macierzyństwo dziś? Cóż, na pewno wiesz sama, a mój syn twierdzi, że całkiem na luzie…STEREOTYPYDużo ostatnio ludzi gdera, że kiedyś to byłoWięc tak w prześmiewczy sposób postanowiłam zrobić taki filmOsobiście wolę ten nowy LPSTube xDChociaż t Rola dziecka w ludzkiej społeczności zmieniała się na przestrzeni wieków. Nigdy jednak nie była tak znacząca jak dziś. Świat wyraźnej opozycji dziecko – dorosły odchodzi w przeszłość. Granice pomiędzy tymi dwoma etapami życia człowieka powoli się zacierają. Co dzieci muszą robić? Można zapytać o to je same: Dzieci muszą jeść zupę, to ich obowiązek; a jeść słodycze to prawo (Kacper, 6 lat). Lepiej spytaj, co to znaczy opiekować się dzieckiem. To dawać mu się bawić (Ida, 4 lata).I dawać mu jeść, zmieniać pieluchy, chodzić na lody, pizzę, do kina (Ewelina, 10 lat). Dorośli muszą dzieciom kupować ubrania, dawać pieniążki (Łukasz, 13 lat).No i lekarstwa, gdy są chore (Kacper, 6 lat). Jak dzieci są chore, jeden dorosły musi z nimi zostać, a drugi iść do pracy (Ida, 4 lata). Takich odpowiedzi udzieliły polskie dzieci na pytania o ich prawa oraz o obowiązki dorosłych wobec nich. Dziś już trzyletnie dzieci uczone są w przedszkolach, co im wolno. W listopadzie 1989 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło Konwencję o prawach dziecka, ratyfikowaną także przez Polskę. – W naszym kraju, podobnie zresztą jak i w całej Europie, dzieci zyskują coraz bardziej znaczącą pozycję w rodzinie – mówi dr hab. Beata Łaciak z Uniwersytetu Warszawskiego, socjolog, która bada świat społeczny dzieci we współczesnej Polsce. – Są traktowane osobowo, mają więcej praw, otacza się je dobrami. W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci, a w efekcie dorośli coraz bardziej się na nich skupiają. Kierują do nich reklamy, przekonują o wartości zakupów i wszechstronnie edukują. Dzieciństwo jest bardziej komfortowe, ale jednocześnie coraz mocniej obciążone obowiązkami. Edukacja zajmuje dziś 10–12 godzin dziennie! Zastraszająco duża jest liczba dodatkowych zajęć. I to wprowadzanych bardzo wcześnie. Dzieci szybko wkraczają w świat dorosłych. Ten proces zaczął się już w okresie PRL-u, ale gwałtownie przyspieszył po roku 1989, gdy wprowadzono kapitalizm. Ile więc trwa dzieciństwo dziś, a ile trwało kiedyś? Według ONZ „dziecko” oznacza każdą istotę ludzką w wieku poniżej 18 lat, chyba że zgodnie z prawem odnoszącym się do dziecka uzyska ono wcześniej pełnoletność. W rzeczywistości ta definicja nie jest przyjmowana tak rygorystycznie. – Polskie prawo karne traktuje jak dorosłych osoby, które ukończyły 17 lat. A rozpatruje się projekt obniżenia tej granicy do 15 lat – mówi Beata Łaciak. – Zakazane jest współżycie seksualne z osobą poniżej 15. roku życia. Jeśli sąd zezwoli, kobieta może jednak wyjść za mąż już w wieku 16 lat, zyskując pełnię praw obywatelskich. Ja na użytek badawczy określam jako dziecko osobę przed okresem dojrzewania, czyli 11–12-letnią. Inni naukowcy za kres dzieciństwa uznają osiągnięcie samodzielności. W takim ujęciu dzieckiem może być nawet 40-letni kawaler, który wciąż pozostaje na garnuszku mamusi. – Dzisiaj obserwuję dwa przeciwstawne procesy – opowiada Beata Łaciak. – Z jednej strony wydłuża się okres niesamodzielności. Ludzie bardzo długo są na utrzymaniu rodziców. Z drugiej jednak dzieciństwo zrobiło się bardzo krótkie, ponieważ małe dzieci bardzo szybko wkraczają w świat dorosłych. Właściwie to zaciera się granica między tymi sferami. Jeszcze do niedawna dzieci chroniono np. przed przemocą czy erotyką. Dziś takie wątki pojawiają się w bajkach. Można wręcz mówić o powrocie do punktu wyjścia, do czasów, gdy światy dziecka i dorosłego nie były oddzielone. W starożytności, najogólniej rzecz biorąc, okres przed pełnią dorosłości dzielono na: niemowlęctwo, dzieciństwo i młodzieńczość. Niemowlęta zazwyczaj nie miały żadnych praw. – W starożytnej Sparcie kobiety myły nowo narodzone dzieci nie wodą, lecz winem, aby sprawdzić ich kondycję. Uważano, że dzieci chore na epilepsję po zetknięciu się z czystym winem dostawały konwulsji – opowiada dr Jerzy Sulim, etnograf. – Jeśli dziecko nie przeszło pozytywnie drobiazgowych badań przeprowadzanych przez konsylia starszyzny, jeśli źle wyglądało, było zniekształcone i pomarszczone, skazywano je na śmierć przez zrzucenie z wysokiej skały. W całej starożytnej Grecji przyjmowano, że syna wychowuje się zawsze, nawet jeśli jest się biednym, córkę zaś można porzucić, nawet jeśli jest się bogatym. Bardzo często zdarzało się, że niechciane bobasy wkładano do glinianych naczyń i wynoszono do lasu. Podobna sytuacja panowała w Egipcie. Tu istniała pewnego rodzaju „reguła urodzin” polegająca na tym, że jeśli dziecko nie rodziło się w określonym terminie, zaraz po porodzie można się go było pozbyć tak jak wybrakowanego przedmiotu. Zachował się list z 1 r. w którym Egipcjanin Hilarion pisał do żony: musisz wiedzieć, że jestem jeszcze w Aleksandrii. Nie niepokój się! (…) gdybyś urodziła, to jeśli będzie chłopiec, zostaw, jeśli dziewczynka, wyrzuć. – Dziecko było całkowicie zależne od ojca – mówi prof. Dorota Żołądź-Strzelczyk, historyk wychowania z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu i autorka książki Dziecko w dawnej Polsce. – On miał prawo przyjąć je do rodziny lub odrzucić, ukarać je, a czasem nawet zabić. Już w starożytności przyjął się – dla nas trudny do zaakceptowania – zwyczaj krępowania niemowląt powijakami. Wełnianymi opaskami owijano: palce, ramiona, nadgarstki, klatkę piersiową, nogi najpierw osobno, a potem jeszcze raz razem, stopy, kostki... – Niejednokrotnie dziecko było tak mocno skrępowane, że nie mogło się ruszać – mówi prof. Żołądź-Strzelczyk. – W założeniu miało to chronić przed skrzywieniem różnych części ciała. Często jednak prowadziło do wywichnięcia stawów. Zwyczaj ten był popularny jeszcze w XVIII-wiecznej Francji. Skutki takiego opakowania były jak najgorsze – pisze Elisabeth Badinter w Historii miłości macierzyńskiej. – Pasy okrężne wbijają swoje ostre brzegi w skórę niemowlęcia i kiedy się je rozwija, całe ciałko okazuje się poorane, zaczerwienione i poranione. Zwoje bielizny wpychane między uda powodują to samo i przeszkadzają w odpłynięciu moczu i ekskrementów od ciała. Stąd zaczerwienienia i skrofuliczne wrzody. (...) Tak opakowane dziecko przez większość czasu zanosiło się od płaczu i dostawało konwulsji. – W Polsce ten zwyczaj nie był tak powszechny – opowiada prof. Żołądź-Strzelczyk. – Zachowała się nawet relacja podróżnika francuskiego, który pisze, że polskie dzieci rzadko płaczą i zdaje się, że to dlatego, że się ich nie obwija powijakami. Mają wielką swobodę ruchów, podczas gdy we Francji są jak spętane. – Wśród niemowląt panowała ogromna śmiertelność. Wiele umierało z braku higieny i leków. Szacuje się, że w dawnej Polsce dorosłość osiągało średnio co trzecie dziecko. Maria Kazimiera, słynna ze swej urody Marysieńka, pierwszemu mężowi, Janowi Zamoyskiemu, urodziła trzy córeczki – wszystkie zmarły w dzieciństwie. Z Janem III Sobieskim miała czternaścioro dzieci, z których do dorosłości przeżyło jedynie czworo. Elisabeth Badinter twierdzi, że śmierć dziecka była w dawnych czasach odbierana jako niemal banalny wypadek, który zrekompensują następne narodziny. A w księgach, w których ojciec rodziny spisywał i komentował wszystkie wydarzenia dotyczące swoich bliskich, zgony dzieci są albo odnotowane bez komentarzy lub przy akompaniamencie pobożnych formułek, inspirowanych, jak się wydaje, bardziej przez uczucia religijnie niż przez rozpacz. Tymczasem w historii Polski, jak udowadnia prof. Żołądź-Strzelczyk, można odnaleźć przykłady prawdziwego smutku po śmierci dzieci. – Najsłynniejsze są Treny Jana Kochanowskiego, który opłakuje śmierć swej 2,5-letniej córeczki: Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim. Pełno nas, a jakoby nikogo nie było: Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło. Mamy też zapiski w prywatnych pamiętnikach. Z XVII w. znane są np. refleksje Chrapowickiego po śmierci córki: O dzień nieszczęśliwy w domu naszym, któregośmy najmilszą córeczkę naszą Ludowisię przebyli, jedyną pociechę rodziców nas utrapionych, o czym pisać żal nie dopuszcza niewymowny. Wydaje się, że jak zawsze, bywało różnie. Wszystko zależało od rodziców, ich uczuciowości, stosunku do dziecka. Jeśli dziecko przetrwało okres niemowlęcy, dość szybko wchodziło w świat dorosłych. W starożytności i średniowieczu obie sfery nie były wyraźnie od siebie oddzielone. – Nie istniały zabawy dziecięce – tłumaczy prof. Żołądź-Strzelczyk. – Proszę pamiętać, że wówczas ludzie nie chodzili do kina, teatru, nie słuchali radia, nie oglądali telewizji, większość też nie czytała książek. Długie zimowe wieczory dorośli wypełniali wspólną zabawą. Czasem włączali do niej dzieci. To samo dotyczy zabawek. Jedną z najstarszych zabawek na ziemiach polskich jest grzechotka. Początkowo miała ona wyłącznie funkcję magiczną. Pomagała odstraszać złe duchy. – A ponieważ najbardziej narażone na ich ataki było słabe dziecko, grzechotkę wkładano do kołyski – wyjaśnia prof. Żołądż-Strzelczyk. Jeśli już robiono dzieciom zabawki, to naśladowały one elementy ze świata dorosłych. Mogły to być drewniane koniki czy lalki. – Również dziecięce stroje były odwzorowaniem ubrań dorosłych – dodaje badaczka. – Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki biegali w sukienkach. Dopiero później młodzieńcy przebrali się w spodnie. Na ziemiach polskich za czasów pogańskich istniał zwyczaj postrzyżyn siedmioletnich chłopców. Miał on być społecznie przyjętym kresem dzieciństwa. Chłopca zabierano od matki i oddawano pod całkowitą opiekę ojca. Gdy nasz kraj przyjął chrześcijaństwo, obyczaj ten zaczął stopniowo zanikać. Ale wiek 7 lat, znaczony wypadaniem zębów mlecznych, nadal stanowił pewną cezurę. Mniej więcej od 7. roku życia [dzieci] wkraczały do wielkiej ludzkiej wspólnoty, z młodymi i starymi przyjaciółmi dzieliły powszednie prace i zabawy – pisał Phillippe Aries w Historii dzieciństwa. – W społeczeństwie feudalnym dzieci bardzo wcześnie włączano do życia dorosłych – potwierdza prof. Żołądź-Strzelczyk. – Nie widziano niczego nagannego w wykorzystywaniu pracy dzieci, nawet kilkuletnich. Był to najczęściej wysiłek ponad ich siły. Tak właśnie było na wsi, gdzie dzieci bardzo wcześnie przyuczano do prac domowych i gospodarczych. Córki i synowie chłopów paśli zwierzęta i drób, pomagali w ogrodzie, obejściu i domu. Kręgi bogatsze najczęściej bardziej chroniły dzieci mniej więcej do 7. roku życia. Ale i to nie zawsze. Wśród arystokracji panował zwyczaj zawierania małżeństw dziecięcych. Jadwiga Andegaweńska już w wieku 4 lat zaręczyła się z Wilhelmem Habsburgiem. Gdy jako dziesięciolatka została królową Polski, związek ten anulowano. W zamian, gdy skończyła ledwie 12 lat, nakazano jej poślubić 35-letniego Władysława Jagiełłę. – Przeciętnie za czas dojrzałości do małżeństwa uważano 14–15 lat w przypadku chłopców i 12 lat w przypadku dziewczynek – mówi prof. Żołądź-Strzelczyk. Dopiero w XVI w. nastąpił zwrot w podejściu do dzieciństwa. Elity zaczęły dostrzegać wagę edukacji. Powstałe wtedy zakony jezuitów i oratorian zajmują się nauczaniem, i to nie dorosłych, jak zakony żebracze czy dominikanie w średniowieczu, lecz głównie dzieci i młodzieży – pisze Aries. – Ta literatura i propaganda wpoiła rodzicom poczucie odpowiedzialności przed Bogiem za dusze, a nawet i ciała swoich dzieci. Od tej chwili uznaje się, że dziecko nie jest dojrzałe do życia, że trzeba je poddać specjalnemu reżymowi, swoistej kwarantannie, zanim pozwoli mu się wejść w świat dorosłych. Ta zmiana była jednak dopiero początkiem drogi. Polegała raczej na zyskiwaniu świadomości, że dzieciństwo jest odrębne niż na przyznaniu maluchom praw. Szkoły bywały okrutne. W XVI-wiecznej Anglii nauczyciele sprawowali nad dziećmi całkowitą kontrolę. Kary cielesne uważano za coś zupełnie normalnego. – Zdaniem dzieci szkoła była więzieniem, a nauczyciele bestiami – twierdzi dr Sulim. – Zdarzały się przypadki śmiertelnych pobić chłopców przez opiekunów, którzy nie znali umiaru w wymierzaniu kary. Podobnie sytuacja przedstawiała się w XVII-wiecznej Holandii. Jeśli chodzi o samo nauczanie i kompetencje nauczycieli – nie stawiano im dużych wymagań. – Nikt nie sprawdzał wykształcenia ani poziomu moralnego kandydata na belfra. Bardzo często „nauczyciel” nie potrafił wymienić liter alfabetu ani objaśnić uczniom ich prawidłowej wymowy. Dopiero w 1655 rozporządzenie, które wymagało od nauczycieli umiejętności pisania, czytania, pisma drukowanego i odręcznego, czterech działań matematycznych, śpiewania psalmów i „dobrej” metody nauczania. Oczywiście, szkoły nie były sobie równe. W biednych dzielnicach miejskich była jedna, wspólna klasa, a dzieci kucały na gołej ziemi lub się na niej kładły. W bogatych dzielnicach szkoły składały się z kilku klas, nauczyciel siedział za pulpitem, a dzieci w ławkach – opowiada dr Sulim. Podobnie jak w Anglii, nauczyciel dysponował bardzo bogatym zestawem kar. W szkołach, do których uczęszczały dzieci biedne lub sieroty, w użyciu był pręgierz albo drewniany klocek z odpowiednim otworem, w którym za karę umocowywano nogę malucha. Często musiał chodzić z tym ciężarem po ulicy przez kilka dni. Niemal do końca XVIII w. we Francji modne było wysyłanie zaraz po porodzie dzieci do mamek na wieś lub na obrzeża miast, by odebrać je stamtąd dopiero po 4–5 latach. Elisabeth Badinter podaje, że w r. 1780 na 21 tysięcy dzieci urodzonych w Paryżu aż 19 tysięcy zostało wywiezionych na prowincję. Najbiedniejsze z nich przechodzą od razu okrutną próbę podróży na wieś – pisze autorka książki Historia macierzyństwa – (...) przewożone są w ścisku, zaledwie nakrytymi wózkami, w takiej liczbie, że nieszczęsne mamki muszą iść za nimi pieszo. Dzieci te, wystawione na zimno, upał, wiatr i deszcz, ssą wyłącznie mleko marnej, wskutek zmęczenia i niedożywienia karmicielek, jakości. Najsłabsze z maleństw nie wytrzymywały takiego traktowania i często przewoźnicy już po kilku dniach wracali, by oddać je martwe rodzicom. (...). Po dotarciu na miejsce były źle karmione, rzadko przewijane, usypiane syropem z maku, brudne i chore. – W Polsce mamki częściej trzymano w domach – prof. Żołądź-Strzelczyk podaje kolejny dowód na nieco lepsze traktowanie dzieci w naszej części Europy. Ale i we Francji nadchodziła przemiana. Co najdziwniejsze, sprawcą jej był człowiek, który własną piątkę dzieci oddał do sierocińca. Nazywał się Jean Jacques Rousseau i w 1762 r. opublikował książkę Emil, czyli o wychowaniu, w której położył podwaliny pod ideę rodziny opartej na miłości macierzyńskiej. Francuskie arystokratki pod jej wpływem zaczęły same karmić piersią swe dzieci. Zaprzestano też krępowania niemowląt powijakami. Stopniowo w całej Europie, w tym i Polsce, górę wzięła nowa koncepcja dzieciństwa. – Kulturowo wydzielono je jako okres niezależny od dorosłości – mówi dr hab. Beata Łaciak. – Uznano za czas niewinności, swobody, który należy chronić. Tematy takie jak przemoc czy seks stały się niewłaściwe dla dzieci. Powstała literatura dziecięca. Wprowadzono obowiązek szkolny. W 1900 r. Ellen Key, Szwedka, opublikowała książkę Stulecie dziecka, w której postulowała, by nadchodzący wiek XX stał się okresem dzieci. Pisała: (...) nowe pokolenie, jego powstanie, pielęgnacja i wychowanie stanie się pierwszorzędnym zadaniem społeczeństwa, że wkoło tego zadania skupiać się będą prawa i obyczaje, urządzenia i instytucje społeczne, że z tego stanowiska wreszcie rozstrzygać się będą wszelkie zawiłe kwestie i uchwalać wszelkie rezolucje. I cytowała słowa współczesnej jej dramatopisarki: Wiek przyszły będzie wiekiem dziecka (...) Gdy zaś dziecko zdobędzie przynależne sobie prawa, moralność się udoskonali. Książka Ellen Key jest dziś uważana za kamień milowy nowoczesnej pedagogiki. Choć bowiem dwie wojny światowe, które zdziesiątkowały ludność Europy po wydaniu Stulecia dziecka, nie oszczędzały również najmłodszych obywateli, to jednak wiek XX rzeczywiście przyznał maluchom takie prawa, jakich nigdy w historii nie miały. W krajach rozwiniętych niemal wszystkie dzieci uczą się w szkołach, a wiele również w przedszkolach. Znęcanie się i wykorzystywanie seksualne są karalne. Maluchy mają zapewnioną bezpłatną opiekę medyczną. Nowe leki zdecydowanie zmniejszyły ich śmiertelność. W Polsce nie przekracza ona już 0,7 proc. (w porównaniu do 65 proc. w dawnych czasach!). – Można też mówić o procesie „wyzwalania się” dzieci – twierdzi Beata Łaciak. – Badani przeze mnie rodzice mówią, że swoje dzieci wychowują bardziej liberalnie, niż sami byli wychowywani. Twierdzą też, że więcej rozmawiają i mają z nimi lepszy kontakt. Dzieci jest coraz mniej, przez co zyskują coraz bardziej znaczącą pozycję w rodzinie. Współczynnik dzietności – czyli liczba nowo narodzonych dzieci przypadająca na jedną kobietę – systematycznie się zmniejsza. W dawnej Polsce rodziny miały średnio 3–5 dzieci (nie licząc tych, które zmarły). W roku 1960, gdy prowadzono już oficjalne statystyki, na jedną kobietę przypadało 2,98 dziecka. W roku 1990 liczba ta spadła do 1,99, a w 2005 – do zaledwie 1,24! Kobiety później też decydują się na pierwsze dziecko. Wiek pierwiastek w r. 1970 wynosił średnio 22,5 roku, a w 2005 – 25,4. W dużych miastach, wśród inteligencji, jest on jeszcze wyższy. Kobiety często decydują się na dziecko, gdy skończą studia, parę lat popracują, kupią mieszkanie. – I to też może być przejawem troski o potomstwo – mówi Beata Łaciak. – Rodzice chcą zapewnić dziecku wszystko, co możliwe: lepsze warunki mieszkaniowe, edukację. Są przekonani, że nie mogą mu niczego odmówić. I dlatego odkładają decyzję o powiększeniu rodziny, aż będą „ustawieni”. Nie twierdzę, że to dobrze. Tak po prostu jest. Ponieważ coraz więcej pieniędzy jest przeznaczanych na jedno dziecko, zostało ono dostrzeżone przez rynek jako konsument. Nie dość bowiem, że rodzice sami dużo wydają na zabawki, że niejednokrotnie pozwalają pociechom na wybór tego, co im się podoba w sklepie, to jeszcze od najmłodszych lat dają im kieszonkowe. – Dzieciństwo się komercjalizuje – podsumowuje Beata Łaciak. – 13-latek ma już prawo założyć konto bankowe. Zabawki coraz bardziej przypominają rzeczy ze świata dorosłych. Są dziecięce kosmetyki – kremy, szminki, cienie do powiek. Chłopięce samochody są dziś odwzorowaniem prawdziwych modeli. Swoją ofertę dla maluchów przygotowują już firmy odzieżowe, bary szybkiej obsługi, kina. Przed wypuszczeniem produktu dziecięcego na rynek prowadzone są specjalne badania, tak samo jak w przypadku rzeczy dla dorosłych. – Nawet w kreskówkach są dziś poruszane takie same problemy jak w filmach dla starszych – twierdzi Beata Łaciak. Czasem nie sposób odróżnić produktu dla dzieci od tego dla dorosłych. Dzieci chętnie oglądają serial M jak miłość, a dorośli Shreka. Na pierwszą komunię standardowym prezentem jest dziś w Polsce laptop lub telefon komórkowy. Na 30 przebadanych dzieci z klas II–IV tylko dwoje nie miało swojej „komórki”. A dla niektórych to był już drugi model, lepszy, bardziej modny. – W środowisku starszych dzieci panuje kult marek – opowiada Beata Łaciak. – Gadżety konkretnej firmy stają się wyznacznikami pozycji społecznej młodego człowieka w jego środowisku. Tę koniunkturę napędzają sami producenci zabawek. Lalki często mają dżinsy z wyraźną marką Levis. Na słoiczkach z jedzeniem dla plastikowych dzidziusiów widnieje etykieta Bobofruit. „Doroślenie” świata dzieci objawia się też poprzez nakładanie na nie obowiązków. – Rodzice obciążają maluchy ponad siły – dodaje Beata Łaciak. – Z jednej strony to efekt edukacji, która stawia coraz wyższe wymagania, z drugiej – skupienia na dziecku, traktowania go jak inwestycji. – Często poprzez potomstwo chcą spełnić własne ambicje z młodości. Zdarza się, że dzieci nie są w stanie sprostać zbyt dużym oczekiwaniom – mówi dr Ewa Wojdyłło, psycholog. – Ciągła krytyka i niezadowolenie zabijają w nich poczucie własnej wartości, a to może doprowadzić do stresu lub patologii. Proszę mnie źle nie zrozumieć – ja nie namawiam do braku ambicji. Od dziecka trzeba wymagać. Chodzi tylko o zachowanie harmonii i umiejętność dostrzeżenia w nim cech indywidualnych, które pomogą mu się zrealizować. – Zawsze byli źli i dobrzy rodzice – komentuje prof. Żołądź-Strzelczyk. – Być może kiedyś mniej kochali swoje pociechy, być może inaczej miłość wyrażali, ale mimo wszystko potrafili o nie dbać. A czarny obraz dzieciństwa nie całkiem należy do przeszłości. Spójrzmy dookoła… Dzisiejsze dzieci uciekają przed złym lub zbyt wymagającym światem w narkotyki. 14-letnia Dominika z jednego z warszawskich ośrodków pogotowia opiekuńczego ma na swoim koncie sześć ucieczek z domu – coraz dłuższych i coraz dramatyczniejszych. Nie pochodzi z rodziny patologicznej, gdzie ojciec bije, a matka pije lub odwrotnie. Przeciwnie: jedynaczka, bogaty dom, pełna rodzina. Matka Dominiki spytana na rozprawie, czy to prawda, że pierwszą nieobecność córki zauważyła dopiero w trzy dni po jej zniknięciu, stwierdziła, że owszem, ale nikt ze służby nie poinformował jej o tym fakcie wcześniej. Osoby, które w pierwszym okresie swojego życia doświadczyły psychicznego i fizycznego okrucieństwa oraz braku miłości, łatwiej mogą stać się oprawcami. W chwili obecnej najwięcej takich dzieci znajduje się w Afryce, gdzie ciągle dochodzi do krwawych konfliktów i wojen, a dzieci porywane są z rodzinnych domów i siłą wcielane do rozmaitych rebelianckich armii. Mali wojownicy przechodzą drobiazgowe szkolenie, które polega na tresurze i terrorze. Odcięte od rodziny, przyjaciół i znajomych, z dala od ludzi, jeśli nie nauczą się zabijać, to same zostaną zabite. Maczeta i karabin to przyjaciel, który pomaga przeżyć. – Brałem udział w kilku bitwach w Sudanie. Staliśmy pierwsi, za nami byli dowódcy. Kazano nam biec w stronę lecących kul. Bałem się, koło mnie koledzy padali martwi. Nie wiem, jak przeżyłem. Dowódcy bili nas za to, że kucaliśmy ze strachu przed kulami przeciwnika. Mówili, że jeśli jeszcze raz ktoś z nas podczas ataku padnie na ziemię, sami nas zabiją. W Sudanie walczyłem przeciwko Dinkom i innej ludności cywilnej. Nie wiem, dlaczego z nimi walczyliśmy. Tak mi kazano – wspomina Timothy, lat 14. Dzieci z krajów Trzeciego Świata borykają się jeszcze z niedożywieniem, brakiem wody pitnej, opieki medycznej. W Polsce dorosłość nie wkracza w dzieciństwo w aż tak brutalny sposób. W świecie Zachodu plagą stały się rozwody. David Blankenhorn – autor książki Ameryka bez ojców – twierdzi, że w USA 40 proc. dzieci dorasta w domach bez ojców. – W krajach Europy Zachodniej, gdzie jest dużo rozwodów i rodzin rekonstruowanych, dzieci mają więcej dziadków, zarówno od swych biologicznych rodziców, jak i przybranych. Jednocześnie coraz rzadziej zajmują się oni wnukami – mówi Beata Łaciak. – U nas wciąż są włączani w opiekę nad dziećmi. Odgrywają ważną rolę w świecie maluchów, ale jednak inną niż dawniej. – W czasach mojego dzieciństwa maluchy nigdy nie zostawały same – wspomina 97-letnia pani Barbara, która doczekała się pięciorga dzieci, sześciorga wnucząt i czworga prawnucząt. – Gdy mama z tatusiem wyjeżdżali do stolicy, zajmowały się nami moja babka i ciotki. Wszystkie były już w podeszłym wieku, więc jedne nie dosłyszały, inne nie dowidziały, ale zawsze można było na nie liczyć. Najważniejsze dla nas były lojalność i bliskość. Teraz właściwie nie ma już dużych rodzin. Duża rodzina odchodzi w zapomnienie. Dzisiaj dziecko nie mieszka z dziadkami, a raczej ich odwiedza. – Póki jest małe, świat dziadków jest dla niego atrakcyjny – twierdzi Beata Łaciak. – Ale gdy dorasta, kontakt z nimi staje się coraz trudniejszy. Ich światy są zbyt różne. Niegdyś starsze pokolenie odgrywało rolę nauczycieli, przekazywało wiedzę. Dziś to młodzi uczą dziadków, jak używać komórki czy wysłać e-maila. 6-letni Kacper i 4-letnia Ida tak daleko nie zaszli w swojej edukacji. Uwielbiają spędzać wakacje u dziadków. I to tam, na wsi, odpowiadali na pytania o swoje prawa. Do zebrania przyłączyło się też ich rodzeństwo cioteczne, 4-letnie bliźniaki Maja i Marek oraz sąsiedzi: 10-letnia Ewelina i 13-letni Łukasz. Kolejne pytanie brzmiało: Co to jest dziecko? My jesteśmy dzieci! (marek, 4 lata) Dziecko to mały człowiek. (Łukasz, 13 lat). XrV0E. 81 238 241 374 164 239 275 231 399